niepelnosprawi.konecki.powiat.pl

W II Rzeczypospolitej Niżniów był siedzibą gminy wiejskiej w powiecie Tłumacz w województwie stanisławowskim. Dziś, to miejscowość na Ukrainie. Nasza redakcja odnalazła mieszkańca ww. miejscowości, który zamieszkiwał wraz ze swą rodziną właśnie wspomnianym wcześniej Niżniowie i jest naocznym świadkiem bolesnych wydarzeń, które uwypukliła nie tylko II wojna światowa w stosunkach polsko – ukraińskich. Józef Czepiżak, to już sędziwy Pan, który mimo upływu lat wciąż boleśnie wspomina tragedię, jaka spotkała tysiące Polaków, uciekających przed nacjonalizmem ukraińskim w czasie II wojny światowej na Kresach Wschodnich.

Wojenna zawierucha zmusiła do przymusowej tułaczki wiele milionów polskich obywateli, również tych zamieszkujących Kresy Wschodnie, niektórym z nich, tak jak nasz rozmówca udało się dotrzeć na ziemię konecką i tu osiąść na stałe.

To niezwykle bolesna karta historii w dziejach naszych narodów i w żaden sposób nie można przemilczeć tej prawdy. Przejawów niechęci, potęgowanej nienawiścią wobec Polaków było wiele, a wybuch II wojny światowej i zajęcie tych terenów przez Niemców dawało doskonałą okazję do piętrzenia się tych postaw.

„Pierwsza rzecz, to było wymordować Polaków. To był koniec świata zdawało się. Niżniów, to była typowa wieś polsko – ukraińska. Polaków było więcej jak Ukraińców i byli tam jeszcze Żydzi. Wiele małżeństw było polsko – ukraińskich. Nagle staliśmy się wrogami. Ale najpierw Niemcy wymordowali wszystkich Żydów. A zrobili to ostentacyjnie, na rynku w Niżniowie, gdzie kazali Żydom wykopać głęboki dół. Następnie sprowadzili wszystkich Polaków na ten rynek, nie wyłączając dzieci takich jak ja, wtedy miałem jakieś 7 – 8 lat. Na początku nie bardzo wiedzieliśmy o co chodzi. W pewnym momencie każdy Żyd, czy dziecko, czy kobieta podchodzili do dołu i w tył głowy strzelają do nich Niemcy, a myśmy musieli na to patrzeć. To było straszne” – tu na chwilę Pan Józef przerywa i razem przez chwilę milczymy. „Chciałbym podkreślić, że Niemcy - Ukraińców tam nie przyprowadzili, tylko Polaków, chcieli pokazać co nas czeka. Na ulicy, na której mieszkaliśmy w bliskim sąsiedztwie zamieszkiwał Ukrainiec, straszny bandyta i tylko czekaliśmy kiedy przyjdzie i po nas. Ale dzięki Bogu jakoś, to się nie stało. Jak wcześniej mówiłem, było sporo rodzin mieszanych, to znaczy polsko – ukraińskich. Mojej babci siostra była  zamężna za Ukraińca, podobnie jak jeszcze inna ciocia z naszej rodziny. W tym czasie nasz tata był w niewoli niemieckiej, a ja przebywałem razem z mamą. Jedna ze wspomnianych ciotek zaproponowała mamie, abyśmy przychodzili do nich na noc, wtedy Ukraińcy zaczęli mordować samotnych Polaków. Skorzystaliśmy z zaproszenia, to trwało jakieś 2 tygodnie. Podkreślmy, wujek Ukrainiec, ciocia Polka, bardzo się nami opiekowali. Pewnej nocy obudziło nas potężne walenie do drzwi, które wcześniej wujek solidnie zabezpieczył żaluzjami. Początkowo chcieliśmy się schować z mamusią do piwnicy, ale od tego odwiódł nas wujek, który zaprowadził nas na strych. Wszedł za nami i zagrzebał nas w plewy koło komina. Dopiero wtedy wpuścił, szukających Polaków, jak głodne wilki Ukraińców. Tu nie było przypadku, ktoś ich wcześniej powiadomił, że tu mogą być Polacy, ale wujek tłumaczył, że dziś poszli gdzie indziej spać i nie ma nas tu. Ci nie uwierzyli i wrzucili granat do piwnicy. Weszli na strych świecąc latarkami i jeden z nich strzelił po kominie. Ze złości, że nikogo nie znaleźli straszliwie skopali wujka w progu domu. Ciocia zamknęła dom, wciągając bestialsko pobitego męża i weszła na strych pytając, czy żyjemy. Odpowiedzieliśmy, że tak dzięki Bogu. Pozostałą część nocy spędziliśmy w strachu i milczeniu, opatrując pobitego wujka. Co zasługuje na podkreślenie, że  dzieci z mieszanych małżeństw były traktowane w ten sposób, że jeśli mąż był Ukraińcem, to synowie byli traktowani jak Ukraińcy, natomiast córki jak Polki. Rankiem szybko wróciliśmy do naszego domu zabierając kilka drobnych rzeczy i niemal natychmiast ruszyliśmy do klasztoru, gdzie gromadziło się coraz więcej Polaków. Na jego parterze spontanicznie zamurowano wszystkie okna, tak by utrudnić i ograniczyć zasadzki ze strony Ukraińców. Było tam ze 400 osób, jak mówiła moja mamusia. Mimo, to Ukraińcy przychodzili tam i strzelali, a także wrzucali granaty, aby tylko zamordować. Jakoś znów udało nam się przeżyć i przedostać do Stanisławowa, gdzie odnalazł nas też mój tata. W samym Stanisławowie spędziliśmy jakieś pół roku i dopiero jak Rosjanie zdobyli Polskę, to zrobili transport. Załadowali nas do 10 wagonów transportowych po jakieś 30 osób, zabraliśmy ze sobą w zasadzie tylko drobne rzeczy i tyle. Jechaliśmy przez około 3 miesiące ze Stanisławowa do Dębicy. Wyjechaliśmy była zima, a dojeżdżając do Dębicy już zielono się robiło. Nas zawieźli do Mielca, gdzie jako pracownik młodociany pracowałem przy nitowaniu pierwszych Migów. A wracając do mojej rodzinnej miejscowości w Niżniowie, tam od wieków były mieszane rodziny Polacy, Żydzi, Ukraińcy, czy Łemkowie, oni stanowili rdzeń społeczny terenów koło Lwowa, czy Stanisławowa. Te bestialskie mordy na Kresach Wschodnich, one nigdy nie powinny być przemilczane. Sam nie wierzę, choć przecież sam tam byłem, że tak mogło być, ale tak było. Człowiek człowieka mordował za nic. Ludzie wierzyli w Boga, a później zdziczeli. Dziś jestem przededniu 84 urodzin i piętno tamtych wydarzeń towarzyszyć mi będzie do końca moich dni, tego nie da się zapomnieć i tym bardziej trudno wybaczyć” – podkreśla wyraźnie wzruszony Pan Józef na koniec naszej rozmowy.

„Obrońcy skrajnego ukraińskiego nacjonalizmu uważają terrorystyczne działania OUN za zjawiska wyjątkowe i odosobnione, za które winę ponoszą „inni”, „obcy”, „panowie”, czyli Rosjanie, Niemcy, Polacy, a także okoliczności. W swoim darwinizmie narodowościowym przywódcy OUN rozważali w sposób jak najbardziej poważny zniszczenie ludności polskiej na terenach uznawanych przez nich za ukraińskie. Aby odnieść zwycięstwo musieli swoje hasła bezwzględnej walki z Polakami zaszczepić całej ukraińskiej społeczności, zwykłym ludziom, często żyjącym z polskimi sąsiadami w zgodzie. Tu w ruch poszła odpowiednio przygotowana nacjonalistyczna propaganda” – czytamy w książce „Ludobójstwo OUN – UPA na Kresach Południowo – Wschodnich” – pod redakcją Witolda Listowskiego.

Opracował: Paweł Kubiak